
Nie potrzebujesz LMS-a, lub jaki hosting elearningu?
Kiedy przypominam sobie wakacje nad polskim morzem, na które niemal co roku się wybieram, to na myśl przychodzą mi oczywiście poranne spacery po świeże ryby. Z gatunku, jakości i wyglądu zupełnie inne od tych, które widuje się w smażalniach, ale przecież o hostingu miało być. Będzie, ale wprowadzenie jest ważne, bo podobno storytelling działa i wtedy ludzie, czyli Ty lepiej przyswajają informacje. Więc powrócę do historii. Rybacy, mądrzy ludzie pakują ryby w sposób nieskomplikowany. Dzielą je gatunkami i pyk do skrzynki. Skrzynka na skrzynkę i pyk do chłodni. Proste nie? A jak jest z elearningiem?
Szuflada w kuchni
Ze szkoleniami online jest inaczej. Zupełnie inaczej. Żeby uzmysłowić sobie jak to jest powinieneś teraz podejść do swojej szuflady-wszystko w kuchni, lub jej odpowiednika w innym pomieszczeniu. Założę się, że masz taką szufladę. Lądują tam wszystkie kable, przejściówki, ładowarki, kurzozbieracze i szeroko rozumiane „przydasie”. Masz to?
Ta szuflada to (generalizując) klasyczny LMS, niezależnie od tego jakiej firmy, maści, gatunku. Jedno założenie jest takie, że jest to organizacja spora, albo obsługuje sporą ilość uczących się.
Twój kurs
Dla porównania Twój kurs, materiał szkoleniowy, ogłoszenie na temat szkolenia, cokolwiek nad czym spędzasz miesiące i nieprzespane noce, a ma być udostępnione przez LMS-a to coś klasy kluczyka do otwierania portu karty SIM w telefonie.
Czujesz już dramatyzm sytuacji? Czujesz rosnące napięcie, a jednocześnie największy problem z LMS-ami? Wyobraź sobie, że musisz tu i teraz wymienić kartę SIM w telefonie, bo musisz gdzieś pilnie zadzwonić i wiesz, a w zasadzie podejrzewasz, że ten mały otwieraczyk gdzieś tam jest.
Podejmiesz wyzwanie? Przewalisz trochę kabli, czy raczej poszukasz innego rozwiązania, czegoś w stylu spinacza do papieru? Właśnie za to nie kocham LMS-ów pomimo tego, że zdarza mi się spędzać w nich całkiem sporo czasu. Ciągle szukam rozwiązań, które są lekkie, miłe i przyjemne. Szukam rozwiązań, które są trochę jak ten spinacz.
Czym zastąpić LMS?
Przyzwyczailiśmy się do tego, że szkolenie online musi być opublikowane w LMSie, bo chcemy śledzić wyniki i robić inne inne mało ciekawe dla osoby uczącej się rzeczy. Nasi uczący się chcą treści tu i teraz, niemalże natychmiast, a nie po przekopaniu się przez sto kilkogramów kabli.
-
WordPress
Pierwsze rozwiązanie, które przychodzi mi do głowy i co do którego jestem w pełni przekonany to po prostu WordPress z odpowiednimi wtyczkami. W zależności od tego z jakiego narzędzia autorskiegok korzystamy możemy dobrać sobie odpowiednie wtyczki do publikowania materiałów. Dla Articulate Storyline wygląda to na przykład tak (zobacz demo):
Drugie rozwiązanie do dedykowana wtyczka, która tworzy w WordPressie LMS. Sprawdzony przeze mnie plugin firmy GoodLayers kosztuje $59 dolarów, ale jest warty swojej ceny, zwłaszcza jeśli planujesz uruchomić platformę taką jaką ma Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku. -
GitHub
Drugie rozwiązanie, jest nieco trudniejsze, ale warte uwagi. Zainspirowała mnie do sprawdzenia go strona Uniwersytetu Marquette (zobacz). Całość uruchomiona jest z wykorzystaniem GitHub Pages.
GitHub to usługa hostingowa dla projektów oprogramowania. Z założenia jest miejscem to tworzenia projektów Open-Source z kontrolą wersji bazującą na systemie Git.
No i to jest dokładnie to, czego dawno potrzebowaliśmy. Miejsce do opisania, opublikowania i udostępnienia szkoleń online.
Jak uruchomić GitHub Pages?
Uruchomienie strony na GitHub nie jest skomplikowane. Nie wymaga żadnego oprogramowania, ani dostępu do serwera. Wystarczy e-mail.
- Zakładamy konto na GitHub i zakładamy repozytorium klikając New Repository
2. Nadajemy nazwę – będzie później nazwą strony
3. Przewijamy do dołu strony w poszukiwaniu…
4. Przycisku: Launch automatic page generator
5. Edytujemy stronę
6. Możemy dodać też kod śledzenia Google i przejść do wyboru szablonów wybierając Continue to layouts.
7. Wybieramy szablon i klikamy Publish page.
8. Cieszymy się naszą stroną, na której możemy sobie różne cudości publikować.
Urodziłem się w małym mieście na Podkarpaciu, tam po raz pierwszy zmuszono mnie tego, żeby zdobyć formalne wykształcenie, chociaż wolałem social learning, zbieranie puszek po napojach i przesiadywanie godzinami przed komputerem w poszukiwaniu szybszej metody na wczytanie gry z kasety do swojego Commodore 64.