
Teorie uczenia: krótko o konektywiźmie
Już od dawna jesteśmy świadkami elektronicznej rewolucji, która co rusz zwiększa swoje tempo. Od dziesięciu lat mówi się nawet o pokoleniu cyfrowych tubylców (digital natives) – ludzi rozwijających się w otoczeniu i bezpośrednim kontakcie ze współczesnymi technologiami informatycznymi. Ich sposób myślenia, cechy psychofizyczne i „naturalne” uzdolnienia zdecydowanie odbiegają od tego, co jest przyjęte za normę i stanowi punkt wyjścia dla obecnie obowiązujących modeli nauczania. Świat zmierza w określonym kierunku i młode umysły (chcąc – nie chcąc) podążają w tą samą stronę.
Siemens i Downes
Już samo to pokazuje, jak ważne jest właściwe przygotowanie nauczyciela i dostosowanie nauczanych treści do ucznia, jego preferencji i możliwości. Odpowiedzią na te zjawiska jest właśnie konektywizm – kolejna z teorii tłumaczących, jak się uczymy. W 2005 roku opracowało ją dwóch kanadyjskich badaczy: George Siemens i Stephen Downes. Podstawy konektywizmu wynikają z prostego założenia – zasób wiedzy ludzkości podwaja się co kilka lat i nie ma najmniejszego sensu nawet próbować uczyć się tego wszystkiego. Jedynym rozwiązaniem jest nauczanie wyszukiwania informacji i skutecznego nimi operowania.
Nacisk kładzie się więc na odnajdywanie rozwiązania problemu, krytyczne analizowanie wyszukanych danych i „bycie połączonym” (jak wskazuje nazwa tej metody; oznacza to nie tylko dostęp do Internetu, lecz także bycie częścią grupy i współpraca z nią i w jej obrębie).
A wszystko to z wykorzystaniem najnowszych zdobyczy technologii.
Teoria na teraz
Doskonale sprawdza się to we współczesnym świecie, gdy szybko potrzebujemy znaleźć prawidłową odpowiedź na nurtujące nas pytanie. Nie musimy być specjalistami, by móc łatwo skorzystać ze specjalistycznej wiedzy. Wystarczy wiedzieć, czego szukać, gdzie tego szukać i jak tego szukać oraz jak ocenić rzetelność uzyskanej informacji. Tym sposobem dochodzimy do największej trudności tego podejścia – samo w sobie nie zapewnia ono sukcesu. Bo gdy pozbawieni zostaniemy dostępu do źródeł danych, to nie jesteśmy w stanie w żaden sposób rozwiązać stojącego przed nami wyzwania. Pół biedy, jeśli opieramy się na wiedzy książkowej i mamy pokaźną biblioteczkę, do której można łatwo sięgnąć. Gorzej, gdy wszystko mamy pod postacią elektroniczną i nagle odczuwamy skutki awarii zasilania.
Na szczęście również twórcy zdawali sobie sprawę z tego problemu i sami zaproponowali, by konektywizm traktować jako narzędzie dodatkowe, pozwalające łatwo zarządzać specyficznymi zakresami wiedzy i umiejętności. Takie zdroworozsądkowe podejście jest zdecydowanie najlepsze, bo o ile nie ma sensu uczyć się na pamięć np. całego układu okresowego pierwiastków ze wszystkimi wartościami dla każdego z nich, to na przykład podstawowe informacje o cząsteczce wody posiadać po prostu wypada i przystoi.
Jak widać, skuteczność tej metody w dużej mierze zależy od samodzielności i solidnego zasobu wiedzy podstawowej, które pozwalają swobodnie poruszać się w niezmierzonym gąszczu informacji, jaki nas otacza.
zdjęcie: xcode
Treść pochodzi z bloga firmy Eminus Knowledge Management Sp. z o.o. http://blog.eminus.pl/ lidera wdrożeń e-learningu w szkolnictwie i eksperta w metodyce e-nauczania.
Urodziłem się w małym mieście na Podkarpaciu, tam po raz pierwszy zmuszono mnie tego, żeby zdobyć formalne wykształcenie, chociaż wolałem social learning, zbieranie puszek po napojach i przesiadywanie godzinami przed komputerem w poszukiwaniu szybszej metody na wczytanie gry z kasety do swojego Commodore 64.