NA SKRÓTY
Piotr Peszko
+48 605 570 195
ppeszko@gmail.com

Zapisałem się do Klubu Pisarskiego. Co z tego wynikło?

Zapisałem się do Klubu Pisarskiego. Co z tego wynikło?

5 lutego 2018

Zdarza mi się wpadać na różne pomysły. Jednocześnie moja natura nie zadowala się samym pomysłem, tylko jak najszybciej chce pomysł zacząć realizować. Podobnie było z tym blogiem i moim pisaniem w ogóle. Usiadłem i zacząłem pisać, a tysiąc tekstów później stwierdziłem, że zasięgnę pomocy u ekspertki.

Po pierwszym kilkugodzinnym spotkaniu i przeanalizowaniu tego co z siebie wydałem w formie tekstu Maria Kula powiedziała:

– Pisz!

i to pisz sprawiło, że kilka miesięcy później zapisałem się do prowadzonego przez nią Klubu Pisarskiego online. Kompletnie nie wiedziałem czego mogę się spodziewać, ani jakie wyzwanie stoi przede mną.

Kilka miesięcy później mam spisany cały notatnik, przeczytane kilka książek pisaniu, kilka polecanych przez prowadzącą i wiem, że długa droga przede mną jeśli chodzi o technikę pisania, budowania obrazów, tworzenie dialogów i opowiadanie historii, ale wiem jeszcze jedno i to są najważniejsze lekcja z tych kilku miesięcy:

  • bardzo łatwo przekombinować tekst kiedy pisze się na siłę,
  • pisaniu trzeba dać przestrzeń,
  • wena to wymówka, do pisania można się zmusić,
  • zapisuj wszystko, nawet to, co pozornie nie jest warte zapisania,
  • nie spinaj się.

Bardzo dziękuję

Wszystkim, którzy uczestniczyli w Klubie bardzo dziękuję, bo to właśnie dzięki Wam nauczyłem się tak dużo i to dzięki Wam, będę w stanie pisać troszkę lepiej niż jesienią. Przyznam, że z częścią – zwłaszcza tymi, którzy podjęli się krytyki – bardzo chętnie porozmawiałbym offline, bo emocje już opadły i Wasze uwagi są dzisiaj na wagę złota. Jeszcze raz dziękuję!

W ramach realizowania ostatniego punktu dzielę się z Wami kilkoma tekstami. Założenie było takie, że każdy z nich ma być na temat z nagłówka i ma mieć maksymalnie 10 zdań.

PS. Jeśli możesz napisać mi feedback w komentarzu, to proszę zrób to, to będzie dla mnie kolejna lekcja. Dziękuję.

Woda

Nazywam się Rey. Mam 75 lat, a pierwsze wspomnienie to ruch statku. Drugie to choroba morska. Nurkuję od 1965 roku. Mam sporo glinianych fajek z Chin, butelek, słoików, mieczy, pistoletów, pudełek na amunicję takich z drzewa tekowego. Zbieram wszystko to, co ludzie wyrzucili przez burtę, wszystko czego nie chcieli i myśleli, że nikt nie będzie już chciał.
Nie potrafię Ci tego wytłumaczyć, bo nigdy nie nurkowałeś i nie potrafię Ci też wytłumaczyć jak to jest być na księżycu, bo nigdy tam nie byłem. Mam spokojne życie, stać mnie na lody raz w tygodniu i na szklankę piwa. Pewnie skończę, kiedy dożyję 80-tki. Myślę, że byłbym dobrym piratem.

Łazienka

Najpierw była szorstkość ceramicznych płytek i głębokie, dokładnie szorowane fugi, które pewnie jeszcze długo będą odbite na moim policzku. Pod palcami czułem drobne płatki rdzy odpadającej z każdej przedwojenej nogi żeliwnej wanny.

Tam też padło pierwsze spojrzenie, które miało mniej szczęścia niż dłoń i policzek. Wąskie płatki zużytych mydeł, które ześlizgnęły się z brzegu, stara szczoteczka do zębów, pęknięty guzik od koszuli, kawałek starego plastra i dla towarzystwa jakaś nakrętka i kapsel. Wszystko oblepione przez warstwy kurzu i konserwowane przez to, co czasami cofało się z kanalizacji.

W okolicach plastra i uświadomienia sobie, że brązowo-żółte, olejne lamperie pochłaniają całe światło wpadające przez wąskie, zapaćkane do połowy na biało okno dał znać o sobie słuch. Krany kapały bez rytmu każdy dla siebie i sobie na przekór. Denerwująco, uporczywie, zaprzątając całą świadomość, aż do momentu, kiedy obudził się węch.

Pierwszy pojawił się ostry, chlorowy ukryty pod tym reklamowo-telewizyjnym przenoszącym na południe Francji tych, którzy nigdy nie zamierzają tam pojechać. Drugi niósł ze sobą nieszczelność żeliwnego syfonu i nieprzetrawione resztki tego, co położyło mnie spać w tym losowo wybranym miejscu łazienki.

Biografia

Rysiek to był dobry mechanik. Kiedyś przytulały go wszystkie przyjezdne, co z miasta uciekają w Bieszczady, a od wczoraj obejmuje go ziemia na ciśniańskim cmentarzu. Nikt już nie pamięta jak miał na nazwisko, bo wszyscy mówili do niego Mechanik. Gdyby o Bieszczadach pisać encyklopedię, to byłby w niej trzy razy, jako pijak, metaloplastyk i poskramiacz niewybuchów.

Rysiek Mechanik był zdolny, kochał stal, miedź, brąz, wódkę i ryzyko. Wykorzystywał powojenny złom robiąc róże z łusek moździerzowych, świeczniki z samochodowych tłoków i inne niepotrzebności z pocisków. Najładniejsze wychodziły mu zaraz po tym jak wytopił z nich trotyl.

Rysiek miał niepohamowany ciąg do energii zamkniętej w małych pojemnikach. Kiedy nie znalazł żadnego przechowującego w sobie potworność wojny, w sklepie kupował szklany i wciągał płynną obietnicę spokoju.

Ryśka Mechanika na cmentarz wysłała pasja tworzenia połączona z umiłowaniem spokoju.

Biel

Maluję ten dom i płot i łódkę co roku. Lubię na nie potem patrzeć, a najbardziej kiedy świeci słońce. Na dole nie tęskniłem za nim, jak moi kumple, no może trochę mi się udzielało jak woda była mętna.
Wiesz, tam nic nie jest białe, wszystko wchłania ta głębinowa zieloność, szarość, zmętnienie, rozmazanie. Ostry, konkretny, pewny i jednoznaczny był tylko łuk podwodnej spawarki, chmury latem i przez chwilę bielizna, kiedy przydział dali. Teraz mam jej w końcu pod dostatkiem, w sensie tej bieli i jej czystości, na głowie mam, do kawy i te kilka puszek. W sklepie obiecali, że przywiozą we wtorek jeszcze kilka.
Nie śmiej się, to jest najlepszy kolor. Inne są zachłanne i biorą sporo dla siebie, ale nie biel.

Ona oddaje wszystko, co dostała, dlatego tak za nią tęskniłem.

o-autorze
Piotr PESZKO

Urodziłem się w małym mieście na Podkarpaciu, tam po raz pierwszy zmuszono mnie tego, żeby zdobyć formalne wykształcenie, chociaż wolałem social learning, zbieranie puszek po napojach i przesiadywanie godzinami przed komputerem w poszukiwaniu szybszej metody na wczytanie gry z kasety do swojego Commodore 64.