
Hugo-Bader – transmiter emocji o Broad Peak i sztuce cierpienia
Jacka, Pana Jacka, wysyłałbym wszędzie, gdzie tylko można, a później czytałbym i wyłączał się ze swojego świata. Podróżował jego oczami i rzeczywistością przekazywaną lepiej niż na video, lepiej, bo z emocjami, odczuciami i przeuroczym hugobaderyzmem.
Długi film o miłości – Powrót na Broad Peak
Po raz kolejny Hugo-Bader oplata mnie, jak to zwykł pisać: “jedwabnymi rzemykami przydymionych swoich spojrzeń”. Tym razem zabrał mnie pod Broad Peak. Tak, ten Broad Peak, który tak długo i z taką intensywnością karmił media.
Długi film o miłości to nie film, a reportaż z jego kręcenia. Górska książka dla ludzi nie będących himalaistami, ba dla ludzi, którzy góry lubią oglądać w telewizji. Książka po prostu dla ludzi.
Fajnie by było, gdybym potrafił dobrze opisać wielowymiarowość i wielość kontekstów tej książki. Niestety nie potrafię tego zrobić. Za słaby i za cienki jestem, żeby opisywać Hugo-Badera.
Piszę ten tekst z dwóch powodów. Pierwszy to słowo: Dziękuję. Za to, że tę książkę dostałem, bo bardzo dużo mi dała. Drugi to słowo: polecam.
Transmiter emocji
Polecam ją dlatego, że JHB jest wirtuozem reportażu, w którym niekiedy ważniejsze są emocje niż powiązane z nimi faktami. No bo jak wyobrazić sobie to, że autor książki jest obcy? Samo słowo obcy nie wystarcza, nie budzi w nas emocji, nie daje pełnego obrazu. Gdy autor pisze jednak, że podczas podróży jeepem uczestnicy wyprawy częstują się ciastkami (jeszcze z Polski), i paczka do niego nie dociera, to niemal czujemy ti jak przełyka ślinę i obchodzi się smakiem. A przecież to mogły być jego (moje) ulubione Jeżyki i w całym samochodzie pachnie czekoladą i bakaliami. Wszyscy je jedzą, ale z wyjątkiem.
Jacek Hugo-Bader jest w tej książce wyobcowanym obserwatorem i transmiterem emocji ludzi uczestniczących w wyprawie mającej na celu pogrzebanie najbliższych.
Jest rzeczywisty, realny i opowiada o całej tragicznej i rozpieranej emocjami wyprawie. Myślę, że to taki jego Hugobaderyzm – specyficzne podejście do tematu, który musiał go pasjonować i poruszać do głębi. Podejście, które jest subiektywne, reporterskie ale ekstremalnie zindywidualizowane poprzez to, że dzieli się on swoimi odczuciami w sposób taki, że sami czujemy je na sobie. Nie mów, że nie przyszły Ci do głowy ulubione ciastka.
Wiara, góry i media
Co treści, to nie zamierzam psuć Ci przyjemności zagłębienia się w wyprawę i poczucia jak “mróz oplata stalowymi rzemieniami przeźroczystych spojrzeń”.
Podzielę się za to dwoma cytatami. Pierwszym, który moim zdaniem mówi na temat pierwszej – nieszczęśliwej wyprawy wszystko…
“Wojciech Kurtyka, wybitny, ciągle żyjący himalaista tamtego okresu nazwał to sztuką cierpienia. Twierdził, że trzeba ją opanować, żeby przetrwać zimą w górach wysokich, trzeba mieć wprost żelazną przeżywalność, zwierzęcą zawziętość, żeby przetrwać to straszliwe zimno, głód, wieczne pragnienie i ledwo okiełznany strach. Cóż więc dziwnego, że taki człowiek, zamieniony przez sytuację ostateczną w zwierzę, skoncentrowany jest tylko na własnej walce z wyczerpaniem, paniką, trwogą ostateczną, na walce o własne przetrwanie. Nie ma już siły i miejsca na empatię, na dzielenie uczuć i strachu słabszego partnera. „Sztuka cierpienia” to rodzaj wewnętrznej głuchoty, postępującego twardnienia serca.“
i drugi, który warto zapamiętać jako prawdę absolutną i zapamiętać do końca życia.
„Niech każdy szuka swojej prywatnej perci między przerośniętą ambicją a zbyt szybkim wycofywaniem się z wydolności swoich o sobie wyobrażeń.”
Urodziłem się w małym mieście na Podkarpaciu, tam po raz pierwszy zmuszono mnie tego, żeby zdobyć formalne wykształcenie, chociaż wolałem social learning, zbieranie puszek po napojach i przesiadywanie godzinami przed komputerem w poszukiwaniu szybszej metody na wczytanie gry z kasety do swojego Commodore 64.