Ratunek dla Prezentacji – Microsoft Sway
PowerPoint jest najpopularniejszym programem do robienia prezentacji. Jest też programem najbardziej znienawidzonym przez ludzi, którzy mają poczucie estetyki, a są karmieni domyślnymi szablonami i fontem Comic Sans.
Widać, ktoś w Microsoft wziął sobie do serca to znienawidzenie i za cel własnej egzystencji postawił sobie naprawienie prezentacyjnej rzeczywistości.
Ożywiacz idei
Tak marketingowcy Microsoftu nazwali narzędzie, które w październiku minionego roku dołączyło do pakietu Office. Aplikacja Sway, bo tak się to cudo nazywa, ma stanowić kolejne narzędzie do publikowania treści, ale tym razem mają być one bliższe multimedialnej prezentacji, czy responsywnej stronie internetowej.
Design bez wysiłku
Cała idea pracy z programem Sway polega na tym, że dodajemy treść. Później dodajemy treść i jeszcze dodajemy i jeszcze i jeszcze, bo więcej zrobić nie możemy. Później jakiś magiczny algorytm ubiera całość w coś co przypomina prezentację. Efekt jest zadziwiający. Zwłaszcza, że program po prostu wie jak ułożyć treść.
Przynajmniej tak mi się wydawało po obejrzeniu powyższego i kolejnych demówek.
Piękna idea
Założenie Microsoftu, które prezentują w zamieszczonym poniżej materiale na temat aplikacji jest bardzo słuszne. Skoro ludzie są zajęci i nie mają czasu bawić się z projektowaniem prezentacji, to dajmy im narzędzie, które pozwoli im dodać tyle treści ile potrzebują, a narzędzie będące swego rodzaju wirtualnym asystentem zrobi za nich robotę i jako efekt da prezentację, która nikogo nie skrzywdzi.
Apetyt na dużo więcej
Niestety w dniu dzisiejszym, a więc kilka miesięcy po premierze realne wykorzystanie Sway ogranicza się do kilku szablonów treści i jedynie kilku możliwości jej prezentowania.
Do realnego wykorzystania w szkoleniach jeszcze daleko, bo po kilkunastu minutach zabawy udało mi się uzyskać tylko coś co jest rozczarowujące, a nie zachęcające do dalszej pracy. Sway po prostu wie lepiej, co jest ładne.
Urodziłem się w małym mieście na Podkarpaciu, tam po raz pierwszy zmuszono mnie tego, żeby zdobyć formalne wykształcenie, chociaż wolałem social learning, zbieranie puszek po napojach i przesiadywanie godzinami przed komputerem w poszukiwaniu szybszej metody na wczytanie gry z kasety do swojego Commodore 64.