Nauczyciele już są w cyfrowym świecie
Ministerstwo Edukacji Narodowej opublikowało dzisiaj wyniki ankiety, która ma diagnozować aktualne przygotowanie nauczycieli, rodziców i uczniów (tych oczywiście na końcu) do tego, żeby całą niewiadomą cyfrową szkołę i nieokreślone e-podręczniki przyjąć i pokochać.
Ponieważ czasami zdarza mi się mieć do czynienia z nauczycielami. Niektórych miałem nawet przyjemność szkolić, a od niektórych ciągle się uczę, to bardzo zaskoczył mnie fragment dotyczący przygotowania nauczycieli, którzy de facto nie zostali kompletnie przygotowani do cyfrowej szkoły i e-podręczników.
W artykule przeczytamy jednak:
O gotowości i realnym podejściu pedagogów do korzystania z TIK (technologii informacyjno-komunikacyjnych świadczy ich przekonanie o usytuowaniu e-podręcznika w procesie dydaktycznym, przy czym dla większości byłoby to narzędzie dodatkowe, uzupełniające tradycyjne podręczniki.
Okazuje się więc, że przekonanie o usytuowaniu jest wystarczające. Brawo! Jeśli tak mierzymy sukces, to moja babcia 80+ też się nada. No bo jeśli kupię jej nowy komputer, to też będzie przekonana o tym, że wie gdzie go usytuować. Pewnie – z racji miłości do wnuka – położy go w jakimś ważnym dla niej miejscu, albo – z racji świadomości ceny – głęboko schowa i będzie wyciągać jedynie na specjalne okazje.
Jeśli więc MEN na swojej stronie promuje takie podejście to już dzisiaj można pokusić się o wróżbę mówiącą, że e-podręczniki będą czasami wykorzystywane, jak się nauczycielowi nie będzie chciało czegoś robić, albo ewentualnie w ramach lekcji pokazowej, cudów na kiju na potrzeby awansu zawodowego, ewentualnie jak przyjedzie ktoś ważny, na przykład lokalna prasa, czy telewizja, zwłaszcza ta kręcąca program o sukcesie (niewątpliwym) wdrożenia nauczycieli do świata cyfrowej e-e-e-edukacji.
Ciąg dalszy jest taki, że:
Okazuje się przy tym, że 15,6 proc. nauczycieli w ogóle nie potrzebuje szkolenia ani instrukcji, żeby korzystać z e-podręczników, a większość za wystarczające uznała odbycie szkolenia on-line, wyjaśniającego zasady wykorzystania e-podręczników w codziennej pracy dydaktycznej lub pisemne instrukcje.
To jeszcze wspanialej. Nauczyciele, którzy nie potrzebują przeszkolenia to przecież istny cud. Zwłaszcza, że jeszcze nikt nie wie co w e-podręcznikach będzie siedziało, na czym będą miały być obsługiwane, jak pobierane i zarządzane. Nikt nie wie jak będzie wyglądało ich przeszukiwanie, ani praca z nimi. Nikt nie widział interakcji i innych obiecywanych cudów. Podejrzewam po prostu, że te 15,6% ma fenomenalnie rozbudowane zdolności jasnowidzenia i dzięki temu nie potrzebuje się szkolić z tego co będzie, bo przecież już wie co i jak.
Podsumowując znowu skorzystam z tekstu MEN, a dokładnie ze śródtytułu: Nauczyciele już są w cyfrowym świecie. Oczywiście, że tak. Nie są w stanie go uniknąć – prawie nikt nie jest – ale moim zdaniem z nauczycielami i byciem w cyfrowym świecie jest tak, jak z nieumiejącym pływać kiedy wyrzucisz go za burtę. Nie da się ukryć, że jest w wodzie. Gdybym więc był nauczycielem zapobiegawczo zacząłbym budować z kolegami małą arkę. Nie, żebym panikował przed potopem, bo on może okazać się „dodatkowy i uzupełniający”, ale jakoś tak dla własnego spokoju i efektów pracy wolałbym być przygotowany na ewentualność mocniejszych opadów.
Urodziłem się w małym mieście na Podkarpaciu, tam po raz pierwszy zmuszono mnie tego, żeby zdobyć formalne wykształcenie, chociaż wolałem social learning, zbieranie puszek po napojach i przesiadywanie godzinami przed komputerem w poszukiwaniu szybszej metody na wczytanie gry z kasety do swojego Commodore 64.