Czy można kserować książki? Można!
Początek roku akademickiego to okres, w którym kserokopiarki rozpoczynają kilka miesięcy nieustannej pracy. Ale dookoła zagadnienia narosło bardzo wiele kontrowersji – pytania o legalność są na porządku dziennym, podnosi się również argumenty o charakterze moralnym, zwraca uwagę na interes wydawnictw, pada bardzo wiele opinii, z których nie wszystkie są prawdziwe. Dlatego czas rozprawić się z każdą z tych kwestii. Ci, którzy nie chcą czytać do końca otrzymają puentę już na starcie: kserowanie jest okej. Kserujcie.
Zaczynając od początku: co mogłoby stanowić podstawę do odebrania nam możliwości kserowania? Najbardziej oczywistymi wyborami będą art. 16 oraz 17 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, które dają posiadaczowi praw autorskich wyłączność na korzystanie oraz nadzór nad utworem. Następnie przy pomocy różnych licencji i zgód pozwala on innym na dostęp do swojego dzieła. Wynika z tego, że stworzenie każdej kolejnej kopii wymaga zgody autora lub posiadacza praw autorskich.
A właściwie wynikałoby, gdyby nie artykuł 23, który otwiera kategorię dozwolonego użytku.
1. Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego. (…)
2. Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego.
W tej definicji zawiera się również pozwolenie na kopiowanie. Możemy kopiować dowolną książkę, skrypt, prezentację, notatki i wszelkie inne materiały edukacyjne dla siebie, swojej rodziny, przyjaciół i innych osób, z którymi jesteśmy w związku osobistym. To ostatnie wyrażenie jest tematem na osobny artykuł – co ono oznacza? Czy jesteśmy w związku osobistym z każdym z kilkuset fejsbukowych znajomych? Czy 150 osób na roku jest związanych z nami osobiście?
Jaki jest limit kserowania?
W dyskusji pojawiają się często argumenty o tym, ze można kserować, ale tylko fragmenty albo tylko ograniczoną liczbę egzemplarzy. Nie ma żadnego powodu, żeby interpretować prawo w ten sposób. Każde z nas może dokonać dowolnej ilości kopii, które spełniają warunki dozwolonego użytku. W książce „Prawo autorskie i prawa pokrewne” J. Barta i R. Markiewicz piszą:
Przypadki kserowania chronionych utworów w całości znane były niewątpliwie ustawodawcy przygotowującemu ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych (…) jednak ani w jej pierwotnym tekście, ani w tekstach po nowelizacji z 2000 r. i 2002 r. nie wprowadzono żadnych restrykcji co do dopuszczalnej liczby kopiowanych stron.[1]
Gdyby opinia autorów nie stanowiła wystarczającego argumentu dla osób, które uważają, że kserowanie w całości jest nielegalne, to z pomocą przychodzi Trybunał Konstytucyjny, który w wyroku z 16 września 2003 stwierdził, że jeśli nie dochodzi do zmian w regulacjach (pomimo napływających sygnałów o problemach z zastosowaniem przepisów prawa autorskiego), to nie można interpretować ich na niekorzyść obywatela, ponieważ zagroziłoby to zaufaniu do państwa.
Podsumowując: każde z nas może swobodnie kserować dowolne materiały dla siebie oraz wszystkich osób, z którymi pozostaje w związku z osobistym, o ile nie ma to charakteru handlowego.
Kserowanie książek z biblioteki
Kategorią, która często sprawia problemy jest pytanie o możliwość kserowania książek i innych materiałów, które pożyczamy z biblioteki. Odpowiedź jest prosta i po lekturze poprzedniego akapitu nikogo nie zdziwi: kserowanie książek z biblioteki jest okej. Art. 28 mówi, że biblioteki mogą nieodpłatnie udostępniać egzemplarze utworów. Nie ma znaczenia czy pożyczamy pozycję do domu, czy siadamy do niej w czytelni – po jej otrzymaniu wchodzimy w sferę swobodnego, dozwolonego użytku. Nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby rozpocząć powielanie.
Kopiowanie w punktach ksero
Pojawia się jednak pytanie: skoro dozwolony użytek opisujemy jako osobisty albo własny, to czy oznacza to, że musimy sami dokonywać zwielokrotnienia utworu? Dylemat ten w dużej mierze rozwiązała nowelizacja z 2002 roku, w której art. 20 otrzymał nowe znaczenie. Posiadacze urządzeń reprograficznych (np. kserokopiarki), którzy „prowadzą działalność gospodarczą w zakresie zwielokrotniania dla własnego użytku osobistego osób trzecich” zostali obciążeni opłatą, która kierowana jest do organizacji zbiorowego zarządzania odprowadzającej opłaty dla autorów.
Przepis ten przesądza zatem, że zwielokrotnienie utworu, (…) prowadzone w ramach dozwolonego użytku osobistego, może być dokonywane przez osobę trzecią, a więc również przez „punkt kserograficzny” działający w celach zarobkowych.[2]
Kserowanie materiałów przez wykładowców
Dostęp do wiedzy bywa utrudniony przez czynniki od nas niezależne. Popularny przykład: w całym mieście są dwa egzemplarze książki, jeden z nich posiada prowadzący zajęcia, a drugi został wypożyczony jakiemuś doktorantowi w 1996 i od tej pory słuch o nim zaginął. Czy wykładowca może zgodnie z prawem udostępnić nam tekst wymagany do egzaminu? Tak. Prócz „zwykłego” dozwolonego użytku mamy artykuł 27, który mówi, że instytucje naukowe i oświatowe mogą w celach dydaktycznych sporządzać egzemplarze fragmentów utworów.
A co ze ściąganiem książek z internetu?
Polską specyfiką jest fakt, że jedną z największych baz materiałów naukowych jest pewien komercyjny serwis pozwalający na zamieszczanie plików. Czy ściąganie zamieszczonych tam pozycji jest legalne? Tak. Należy pamiętać, że zgodnie z polskim prawem autorskim ściąganie zawsze jest legalne. Na konsekwencje narażają się jednak osoby, które pliki udostępniają. Cytowany już art. 23 pozwala na swobodne dzielenie się tylko z osobami, z którymi pozostajemy w stosunku osobistym, treści zamieszczone w sieci z założenia dostępne są szerszemu gronu. Co ciekawe – jeśli sami tworzymy materiały edukacyjne (notatki, skrypty itp.) i udostępniamy je swobodnie w sieci, to teoretycznie możemy sprawić komuś kłopoty, jeśli udostępni to dzieło dalej – nasz utwór jest przedmiotem praw autorskich, nawet jeśli nie oznaczymy tego w jakikolwiek sposób. Drobna rada na boku: udostępniajcie swoje notatki i skrypty typu na wolnych licencjach. Jeśli chcecie się dzielić – pozwólcie innym robić to zgodnie z prawem.
Czy kserowanie szkodzi nauce?
To argument, który w dyskusji pojawia się bardzo często, wynika z niego, że kserowanie książek doprowadzi do sytuacji, w której w Polsce przestanie się wydawać książki i artykuły naukowe. Tego typu argument jest nieprawdziwy na kilku poziomach. Zanim przejdziemy do wytłumaczenia zagadnienia należy zapamiętać kilka rzeczy: prawo autorskie zostało stworzone, aby służyć społeczeństwu, a nie wydawcom i autorom; edukacja jest Prawem Człowieka; Bank Światowy uznał, że bariery ekonomiczne stanowią podstawową blokadę dla edukacji i rozwoju.
Na świecie coraz więcej instytucji naukowych oraz rządów przyjmuje strategię Open Access, tj. taką, która pozwala na darmowy i swobodny dostęp do osiągnięć nauki. Pozwala to z jednej strony przyspieszyć rozwój poprzez ułatwienie przepływu osiągnięć, a z drugiej poprawić jakość badań. Strategia ta została przyjęta przez najlepsze uniwersytety na świecie, w tym MIToraz Harvard, została również wpisana w plany rozwoju brytyjskiej nauki. Władze Kalifornii postanowiły stworzyć zestaw darmowych e-podręczników dla studentów. Komisarz EuropejskaNeelie Kroes powiedziała, że coraz częściej nowe odkrycia mają miejsce na skutek manipulowania już istniejącymi danymi, dlatego dostęp dla nich jest znaczącą kwestią. Można traktować to jako dowód na to, że otwarcie zasobów nie szkodzi nauce, a dzieje się wręcz przeciwnie.
Niestety, w Polsce większość publikacji naukowych zostaje wydana wyłącznie na papierze, często w niewystarczającej ilości egzemplarzy i w zaporowo wysokiej cenie (nie pomaga forma – twarda okładka, drogi, śnieżnobiały papier…) – tworzy to niepotrzebne bariery w dostępie do wiedzy dla studentów. Do tego warto pamiętać, że większość najlepszych wydawnictw akademickich finansowanych jest z pieniędzy publicznych, dotyczy to również badań. Oznacza to sytuację, w której jesteśmy zmuszeni kilkakrotnie płacić za treści – najpierw w formie podatków, a następnie przy ladzie w księgarni.
Mając to na uwadze należy zapytać: czy ważniejszy jest rozwój społeczny i umożliwienie ludziom (zwłaszcza nieuprzywilejowanym) dostępu do edukacji, czy interes wydawnictw, które i tak utrzymują się z budżetu państwa? Dopóki w Polsce nie wprowadzi się spójnej polityki Otwartego Dostępu musimy polegać na nieautoryzowanych, ale (to należy podkreślać na każdym kroku!) legalnych źródłach wiedzy i na jej nieformalnym obiegu – między innymi dzięki kserokopiarkom.
Tekst dostępny na licencji CC-BY. Jego autorem jest Kuba Danecki z conasuwiera.pl. Współautorką jest Katarzyna Rybicka
[1]Barta J., Markiewicz R., Prawo autorskie i prawa pokrewne, wyd. Wolters Kluwer 2011, s. 159
[2]Ibidem, s. 160
zdj. Andreas Rueda, CC BY;
Urodziłem się w małym mieście na Podkarpaciu, tam po raz pierwszy zmuszono mnie tego, żeby zdobyć formalne wykształcenie, chociaż wolałem social learning, zbieranie puszek po napojach i przesiadywanie godzinami przed komputerem w poszukiwaniu szybszej metody na wczytanie gry z kasety do swojego Commodore 64.